czwartek, 15 grudnia 2011

Para po przejściach i trochę świąt.

Niestety, już zafoliowana- nie było czasu obfotografować wcześniej. Para ma być na świąteczny prezent dla  ,,młodego "małżeństwa po przejściach. Miała być spokojna, ugrzeczniona i ,, pasująca do różowo-pomarańczowego wnętrza". Cóż, o gustach się nie dyskutuje- bo ten róż z pomarańczem nijak mi się nie komponował.
A w domku gdzieniegdzie świątecznie...
I drobiazg dla koleżanki z pracy w ramach akcji ,,Podziel się posiłkiem " :) He, he - kiszony barszczyk i  weki mojej produkcji posypane orzechami.A niech ma!


niedziela, 4 grudnia 2011

Zaczynianie piernika.

 Będąc dzieckiem mieszkałam w wielkim, poniemieckim domu na wsi. Moi dziadkowie dostali ten dom w zamian za utracone mienie.Dziś już od dawna dom nie należy do mojej rodziny- został sprzedany po śmierci dziadków, ale często śni mi się po nocach. Smak i zapach domu dzieciństwa, przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. W tamtych czasach o tej porze był już śnieg. Kopy śniegu. I mróz taki, że w styczniu pękały drzewa. Przygotowania do świąt zaczynały się od prania firanek i opatulania okien. W kolorową bibułę mama zawijała siano i takie rulony wkładała między 2 okienne skrzydła. Chroniły przed wiatrem i ,,stroiły " dom.Potem było zaczynianie piernika. Stał sobie przez 3 tygodnie, tak jak ten, który zaczyniłam dziś i ja.
Był też ,,zimny pokój" , klucz do którego mama nosiła w fartuszku- tam nie można było wchodzić bez jej wiedzy.Stały w nim stoły, między którymi na patykach wisiały wędzone kiełbasy , szynki i boczki. W miskach leżały ciasteczka- moje ulubione pieczone na sadle, przekręcane przez maszynkę i sama nie wiem nawet, jakie jeszcze.Z dnia na dzień pokój zapełniał się smakołykami, których nie wolno było jeść przed świętami, a tak przecież kusiło! Zapach wędzonki i pieczonych pierników, makowców,serników.Biała od mrozu klamka drzwi na korytarzu, kluczyk w kieszeni fartuszka, zapach mleka ciepłego prosto od krowy...Nie było prezentów pod choinką - właściwie nie wiem dlaczego, z powodu braku pieniędzy czy takiej tradycji , ale były cukrowe ciasteczka na choince, które prędko znikały i radość ze wspólnego przebywania.W dniu Wigilii cała podłoga w mieszkaniu była zaścielona słomą- to na pamiątkę narodzin w stajence. Zapach słomy i wymalowane na szybach mrozowe kwiaty... Musiałam wychuchiwać dziurkę, aby zobaczyć pierwszą gwiazdkę... Dziś nie ma już mamy,  dziadków,tamtego domu ,zapachów, jest nadal gwiazdka i cud narodzin, na który tak czekamy. Pozdrawiam wszystkich cieplutko. Mam nadzieję, że i mój piernik będzie tak pachniał...